Udział w wystawie JAZZ FREE PHOTO 2017 w Warszawie

Wystawa jest podsumowaniem pleneru, który odbywał się podczas 47 Międzynarodowych Warsztatów Jazzowych Cho-Jazz 2017 w Chodzieży w sierpniu 2017 roku. Zaproszenie na plener przyjęło 15-tu uznanych oraz rozpoczynających dopiero drogę twórczą autorów zajmujących się szeroko pojętą fotografią i mediami wizualnymi, których prace są prezentowane na wystawie: Wojciech Beszterda, Anna B. Gregorczyk, Tomasz Grzyb, Zofia Kawalec-Łuszczewska, Włodzimierz Kowaliński,
Kasia Kalua Kryńska, Zdzisław Mackiewicz, Krzysztof Madera, Jowita Bogna Mormul, Paweł Opaliński, Kacper Spek, Piotr Spek, Jalanta Rycerska, Magdalena Wdowicz-Wierzbowska, Andrzej Zygmuntowicz
.

Jazz i fotografia, fotografia i jazz mają ze sobą wiele wspólnego – mówimy wszak o odcieniach, kolorach, barwach, rytmach, podziałach, tempie, frazie, opowieści i tworzeniu nowego, tworzeniu własnej wizji rzeczywistości muzycznej czy tej fotograficznej zatrzymanej w kadrze. Wiele jest interpretacji znanego standardu: „My Funny Valentine” Rodgersa – każda z nich wnosi coś nowego, czasem burzy dotychczasowe postrzeganie ale zawsze jest wspólny mianownik – TEMAT / MOTYW  wymyślony przez autora i podany jako swoista wskazówka do rozwoju, natchnienie, impuls do improwizacji. Jazz to improwizacja na temat, to opowiadanie stworzone przez kompozytorów i muzyków.
Wszyscy chyba też znamy fotografię Milesa Davisa wykonaną przez Irvinga Penna na okładkę płyty TUTU – portret jazzmana.
A może portret po prostu, portret osoby, artysty, myśli, duszy, emocji, portret każdego z nas? Interpretację autor pozostawia nam a wzmacnia muzyka Davisa. Fotografie często porównuje się do lustra, które odbija i jednocześnie notuje rzeczywistość – ale czy na pewno rzeczywistość? Czy poprzez filtry autorów fotografii nie rejestruje tylko ich wyobrażenia, czy nie staję się improwizacją rzeczywistości wynikająca z czasu, miejsca i stanu emocji? Czy przez filtr odbiorcy lustro fotografii nie staje się jeszcze innym wyobrażeniem rzeczywistości, czy nie staje się improwizacją wynikającą z czasu, miejsca i emocji?
Wyzwanie stworzenia „Lustra rzeczywistości” 47-ch Międzynarodowych Warsztatów Jazzowych CHO-JAZZ 2017  zaproponowaliśmy 15 twórcom z dziedziny fotografii podczas Ogólnopolskiego Pleneru Fotograficznego JAZZ FREE PHOTO 2017.
Jazz był wszędzie i my chyba też – przyjemnością było dla nas wspólne tworzenie „luster rzeczywistości”.
Dziękujemy kolegom muzykom, organizatorom warsztatów, partnerom wspierającym plener – mamy nadzieję, że nasze lustra rzeczywistości będą dobrym wstępem do improwizacji na temat …
Piotr Spek

Chodzież, pierwszy tydzień sierpnia 2017, jeden z dni
Ptak zastukał dziobem w parapet. Stuk, stuk, stuuuk. Kołdrę naciągam na głowę; nie pomaga. Dalej uparte stuuuk, stuk, stuk.
A może to po wczorajszym wieczorze? Była muzyka, śpiew i … cała reszta. Działo się, jak tu każdego dnia. Są ludzie, prawdziwi ludzie a z nimi jest prawdziwe życie. I jest muzyka, od świtu do późnej nocy. Nierówna, chrapliwa, powtarzająca się nieskończoną ilość razy, niedokończona, i grana znów od początku, i jeszcze raz. A momentami fantastyczna, budząca myśli i swobodne skojarzenia, przy której nogi same chodzą a ciało puściłoby się w taneczny wir. Trzeba wstawać. Na korytarzu słychać jakieś dźwięki, najwyraźniej inni już wstali, a może ktoś zbłąkany szuka ciągle swojego nocnego miejsca. Szybki prysznic. W łazience duchota po poprzednikach. Ja też zaczynam od gorącej, a potem zimna, i tak na zmianę – gorąca, zimna, gorąca, zimna. Jak dobrze! Budzę się szybko, lodowata woda studzi wpływ wczorajszego wieczoru. Lustro mówi, że ze mną wszystko w porządku. Życie jest piękne! Dwa piętra w dół, śniadanie. Uśmiechnięta pani w uroczym czepku na głowie pyta: wegetarianin czy wędliniarz? Wszystko popite kawą z podgrzewanego zbiornika. Dzień się zaczyna! Biegiem do pokoju, plecak ze sprzętem na ramię, znów dwa piętra w dół, drzwi i na świeże powietrze. Krótkie dojście do tunelu pod szosą, szum samochodów. Wychodząc z tunelu wchodzi się w muzykę. Jest wszędzie. Jest jakby nigdy ani na chwilę nie ustawała. Płynie z każdego kąta, głośniej, ciszej, skoczniej, powolniej. Tu gitary, tam blacha, klawisze raz po raz odgrywają ten sam krótki motyw, by nagle rozpędzić się do całej melodii.
Pachnie kawą! Tego mi trzeba. Głowa już spokojna ale kawa, dobra kawa, to zawsze przyjemność niebiańska, tak jak ta płynąca zewsząd muzyka. Pierwszy łyk, jak dobrze, drugi – jeszcze lepiej. Pojawiają się znajome twarze. Kilka zdecydowanie dojrzałych, pogodne, zadowolone. To mistrzowie, to oni są tu przewodnikami. Wokół całe gromady młodych, ich twarze wyrażają oczekiwanie,
jest w nich trochę napięcia, jak dziś będzie? Będzie krok do przodu, czy stanie w miejscu? A między nimi kilkoro z aparatami fotograficznymi. To moja kompania. Mamy robić zdjęcia inspirowane jazzem. Musi się udać!
Ze słonecznego skweru ze stolikami, przy których była smakowita kawa, wchodzę w ciemną czeluść. Zwabił mnie tu dźwięk fortepianu. Smolistą czerń łamie snop światła spadający na scenę. Na niej fortepian, elektryczny, jest nowocześnie. Dookoła młodzi ludzie, w wakacyjnych strojach, luz. Za klawiaturą twarz, którą już gdzieś widziałem. Spiesznie przelatuję foldery spoczywające w mej pamięci. Jest! Była na okładce płyty, którą zrobił mój niegdysiejszy student. Wtedy bardziej zapamiętałem muzykę, a teraz następuje scalenie,
i to w realu, obrazu i dźwięku. Robię zdjęcie. Strasznie mało światła. Z tyłu, za fortepianem, wiszą reklamy, sporo ich, muszą być, ale dla fotografa to brud wizualny, wymuszający wybieranie kadru bez tej szpetoty. Udało się. Przechodzę na klatkę schodową i na pierwsze piętro. Słychać trąbkę, a po chwili i inne instrumenty. Wchodzę. Ciasno, nie ma gdzie postawić stopy. Słyszę płynącą od trębacza zachętę: rób zdjęcia, jeśli tylko masz ochotę. Kucam, wciskam się między nogi a statywy i kable. Niewygodnie, skręcony niczym węzeł żeglarski, szukam kadru. Ze światłem też byle jak. Ale chyba złapałem napięcie i emocje wynikające z dobrze zbudowanych dźwięków. Idę dalej. Gdzieś słychać samotną perkusję. Pukam ale chyba tego nie słychać. Otwieram drzwi, widzę zdziwienie na twarzy młodego perkusisty. Po chwili powraca do swojej roboty, a ja do swojej. On rytmicznie uderza, głośniej, ciszej, szybciej, wolniej.
A ja „tańczę” wokół niego, łowiąc te momenty, gdzie grają, dopełniając się, muzyka, światło, emocje i radość, jego, że wychodzi
i moja z tego samego powodu.
I tak od pokoju do pokoju, od sali ćwiczeń do innych miejsc gdzie jest muzyka i rodzi się przyszłe mistrzostwo. Niektórzy walczą jak zawzięte lwy ale chyba nic z tego nie wyniknie. Sama chęć a nawet dodana do niej pasja i pracowitość, nie wystarczą. Słychać uparcie powtarzane dźwięki, i jeszcze raz, i jeszcze, i dalej nie gra. Być może brak iskry, która nie każdemu jest dana.
A teraz obiad, pogaduchy, jeszcze jedna kawa, czasem coś jeszcze. I muzyka wszędzie, grana z lekkością i namiętnością, a czasem jeszcze daleka od doskonałości, z uciekającą frazą i niepasującym dźwiękiem. I tak do wieczora. A wtedy koncert, każdego dnia spotkanie z mistrzami, za każdym razem inna drużyna opanowuje scenę, a z nią odmienna muzyka. Jakiż to odpoczynek po pracowitym dniu. Ileż radosnej energii, którą chce się chłonąć całym sobą. Chwilo trwaj! A zdjęcia? Może jutro? Teraz zanurzam się w dźwiękach oczyszczających z doczesności. Odpływam niczym na latającym dywanie w baśniowy leśmianowski świat. Warto było przyjechać.
Czy zdjęcia opowiedzą o tym co tu było? Czy pokażą te emocje, ożywienia, radości i uniesienia? Zainspirowani tym co dookoła ludzie z aparatami wnikali w przestrzeń jazzu na ile to tylko było możliwe. Energia rodząca się w przestrzeni muzyki zarażała wszystkich, fotografów też. A przez nich wchodziła w zapisywane obrazy. Czy ten piękny stan ducha da się odtworzyć na wystawie?
Jestem dziwnie spokojny, że tak. Jazz to pozytywny wirus, zarażeni nim czemu nie mieliby ulec jego wpływowi?
Andrzej Zygmuntowicz

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

Close Menu